Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwa. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 9 kwietnia 2017

Polecamy nasze wydawnictwa. Oto ich okładki.

Każdego dnia Agencja Merkuriusz udostępnia kilka materiałów prasowych ze wszystkich regionów Polski. Dotyczą one najważniejszych wydarzeń w skali kraju, różnych dziedzin życia. Stanowi źródło informacji dla redakcji prasowych.

ZDJĘCIA

Na zamówienie abonenta udostępniamy serwis fotograficzny. Korzystają z niego serwisy internetowe i redakcje prasowe.

WIDEO

Na zamówienie abonenta udostępniamy serwis video. Korzystają z niego stacje telewizyjne.






sobota, 8 kwietnia 2017

Odkrycie archeologiczne w Pucku, woj. pomorskie



1050 lat biskupstwa szczecińsko-kamieńskiego- promocja książki naszego wydawnictwa


1050 lat biskupstwa szczecińsko-kamieńskiego
Tom I w cenie zaledwie 100 PLN jest dostępny za przedpłatą na konto bankowe wydawcy.

Tematem I tomu jest niejasna i mroczna historia biskupstwa w latach 965- 1030 n.e. Opisujemy najdawniejsze opisy powstania biskupstwa w 965 lub 966 roku wg Długosza, poszukujemy opisów pierwszych początków katolicyzmu na Pomorzu Zachodnim. Tom I jest uzupełniony o najstarsze dzieje biskupstwa. 

Pierwszym biskupem kamieńskim od r. 966 n.e. miał być Julian. Miejscową katedrę zbudowano najprawdopodobniej z drewna.  


Trwają nadal debaty, jakie biskupstwa i kiedy erygowano. Jedno z pierwszych biskupstw katolickich, niemal 1050 lat temu, miało powstać w Kamieniu Pomorskim lub w Julinum (obecny Wolin), jak widzi te wydarzenia Jan Długosz, opisujący początki biskupstwa w Wolinie, dawniej zwanym Julinum. Oto wg niego pierwszym biskupem miał być Julian. Początek biskupstwa wolińskiego miał wg kronikarza mieć miejsce w roku 966 n.e. Komentatorzy zwykle pomijają milczeniem doniesienia Długosza na temat sieci pierwszych biskupstw, dużo rozleglejszej niż ta która (być moze zupełnie błędnie) znalazła się w podręcznikach szkolnych i akademickich. 
Kronikarz i biskup Jan Długosz (1415- 80) w swojej twórczości przedstawił dość późnośredniowieczne spojrzenie na początki chrześcijaństwa w Polsce, opisał też upadek wierzeń pogańskich. Warto je zacytować.


Długosz o Kamieniu Pomorskim w roku 966 n.e.
w Poznańskim pierwszy siedział na stolicy biskupiej Jordan, w Wrocławskim Gotfryd, w
Kruszwickiem czyli Włocławskim Jasnoch (Lucidus), w Płockim Angelot, w Chełmskim
Oktawian, w Kamieńskim Julian, w Lubuskim Jacynt (Jacinctus).
PAPIEŻ ZATWIERDZA KOŚCIOŁY KATEDRALNE W POLSCE I ROZGRANICZA ICH DYECEZYE.

Idzi biskup Tuskulański, kardynał, wysłany do Polski od papieża Jana XIII,
potwierdził wszystkie biskupstwa Polskie, jako to: obie arcykatedry,
Gnieźnieńską i Krakowską, tudzież katedry biskupie Poznańską, Wrocławską,
Włocławską, Płocka, Chełmską, Lubuską i Kamiońską, i każdej dyecezyi granice
nadal i oznaczył. A lubo wymienione kościoły miały swoje pisma i przywileje, to
wszystkie atoli, z przyczyny małej pilności w ich przechowaniu, zaginęły, albo
spłonęły w licznych pożarach, gdy pod ów czas w Polsce nie wielo jeszcze było
gmachów murowanych.
wg Jana Długosza Kanonika Krakowskiego DZIEŁA WSZYSTKIE za historiapolski.eu, Joannis Dlugossii Senioris Canonici Cracoviensis Opera omnia = Jana Długosza kanonika krakowskiego dzieła wszystkie. T. 2, Dziejów Polski ksiąg dwanaście. T. 1, Autor : Długosz, Jan (1415-1480)

Według podręczników do historii powszechnej, pierwsze biskupstwo w mieście Wolin, podówczas jednym z największych miast wybrzeża Bałtyku (po zniszczeniu ok. pół wieku wcześniej legendarnej Winety) miał założyć w 805 r.n.e. sam Otho, biskup Babmergu. Może to być błąd- inny Otho jest wymieniony ok. 350 lat później w związku z miastem Wolin. Autorzy współcześni nie cytują dawnych doniesień o świetności pogańskiego Wolina, uważając je za niewiarygodne. Z opisów wiemy że odgrywano tam np. sztuki teatralne.









Polski grzech pierworodny


Kongres Obywatelski
Idee dla Polski
obywatelski thinkletter
@Obywatelski TwitterTwitter bird

Polski grzech pierworodny

[foto]
WOJCIECH DOMOSŁAWSKI
publicysta, współpracownik Kongresu Obywatelskiego
„Polskim grzechem pierworodnym” było stworzenie systemu ekonomiczno­‑prawnego traktującego chłopów – czylide facto 90% społeczeństwa I Rzeczpospolitej – niemalże jak niewolników. Na przestrzeni wieków ów „grzech” miał skutki antyrozwojowe i pozostawił kulturowe konsekwencje, które współcześnie stanowią poważne bariery modernizacji Polski. Na czym one polegają? Jak je przełamać? Czy da się to zrobić bez krytycznego namysłu nad naszą historią?
Tekst zapowiada wystąpienie autora na X Pomorskim Kongresie Obywatelskim, który odbędzie się 8 kwietnia br. w Gdańsku. Wszystkich serdecznie zapraszamy! Wstęp wolny, wystarczy się zarejestrować!
Cywilizacyjna oś graniczna
W nowożytnej historii Europy rozgrywał się ciągły proces wyzwalania mas ludzkich od niewolnictwa. Był on związany z cywilizacyjnym postępem, o którym decydowała dynamika przemian politycznych, gospodarczych, społecznych, jak i również religijnych. W XV i XVI w. linię wyraźnie rozgraniczającą zmiany cywilizacyjne na Starym Kontynencie wyznaczała rzeka Łaba. Na zachód od niej feudalizm przekształcał się z pańszczyzny w system pracy opłacanej pieniężnie. Dostrzegać zaczęto znaczenie gromadzonego w miastach kapitału, którym zarządzała nowa, rozwijająca się dynamicznie mieszczańska warstwa społeczna. Powstawały liczne kompanie handlowe.
Na wschód od Łaby znajdowały się Prusy oraz I Rzeczpospolita, będąca największym i najsilniejszym państwem w obszarze Europy Środkowo­‑Wschodniej. W XVI w. przeżywała zresztą swój złoty wiek. Wraz z wygaśnięciem dynastii Jagiellonów przekształciła się w praktyce w federację magnackich dominiów działających poprzez niesprawny system demokracji przedstawicielskiej, oparty na stanie szlacheckim.
Rosnące zapotrzebowanie na polskie zboże ze strony zachodnich odbiorców tworzyło dla magnaterii i szlachty wygodne warunki bogacenia się na jego sprzedaży kompaniom holenderskim, a potem hanzeatyckim, które ulokowały się w Gdańsku. Było to bezpośrednią przyczyną tego, że w XVI w. silnie zaostrzyło się poddaństwo, które w praktyce relacji pan­‑chłop przyjęło formy niewiele ustępujące niewolnictwu. Datą sankcjonującą ten stan jest rok 1542, od kiedy to chłop mógł zostać sprzedany. Daniel Beauviois w wywiadzie omawiającym jego książkę „Trójkąt ukraiński” stwierdza: „Stosunki polskiego dworu z wsią były tak okrutne, jak na amerykańskich plantacjach bawełny, czy w Afryce”. Poddaństwu podlegało, bagatela, około 90% społeczeństwa I Rzeczpospolitej. Nic dziwnego, że na wieki zahamowało to proces formowania nowoczesnego polskiego narodu.
W XVI w. w I Rzeczpospolitej silnie zaostrzyło się poddaństwo, które w praktyce relacji „pan­‑chłop” przyjęło formy niewiele ustępujące niewolnictwu. Podlegało mu, bagatela, około 90% społeczeństwa. Zahamowało to nasz rozwój na wieki.
Różne modele gospodarcze prowadzone na zachód i wschód od Łaby doprowadziły do tego, że tamtejsze polityki, gospodarki oraz społeczeństwa rozwijały się od XVI w. zgoła odmiennie. Ta trwająca przez wieki odmienność zadecyduje o współczesnych różnicach cywilizacyjnych między Zachodem, a Europą Środkowo­‑Wschodnią.
Sarmatyzm matecznikiem polskości
W XIX w. coraz silniejsza stawała się trauma związana z utratą państwowości. W kręgach polskiej magnaterii rozwinęła się ideologia szukająca przyczyn narodowego nieszczęścia wyłącznie w zaborczej polityce państw ościennych. Uniemożliwiała ona tym samym dokonania zbiorowej refleksji, której celem byłoby rozpoznanie wewnętrznych przyczyn upadku państwowości. W efekcie, będący jednym z fundamentalnych powodów unicestwienia Rzeczpospolitej, „grzech pierworodny” został na dziesiątki lat skutecznie zamazany.
W czasach zaborów rozwinęła się w Polsce ideologia szukająca przyczyn narodowego nieszczęścia wyłącznie w zaborczej polityce państw ościennych. Uniemożliwiała ona tym samym dokonania zbiorowej refleksji, której celem byłoby rozpoznanie wewnętrznych przyczyn upadku państwowości.
Rozwijana przez dawnych „panów” ideologia w połączeniu z polskim romantyzmem przedstawiały cały tragizm zaborów jako krzywdę wyrządzoną przez państwa zaborcze mające zamysł wynarodowienia narodu polskiego – czyli szlachty. Co było zresztą prawdą. Ta myśl ideowa była skierowana głównie wobec Rosji, jako tej, która zabrała nam Kresy.
To właśnie Kresy, będące terenem polskiej kolonizacji i idei szlacheckiego sarmatyzmu, jeszcze przed zaborami wytworzyły poczucie kulturowej i cywilizacyjnej wyższości wobec ludności etnicznej, zniewolonej przez system folwarczno­‑pańszczyźniany. Stworzyło to zarzewie dla przyszłych konfliktów narodowościowych. Najokrutniej odbiło się to w wydarzeniach na Wołyniu w 1943 i w 1944 r.
Sarmatyzm promował sposób życia kresowej szlachty jako gospodarczą samodzielność folwarku, autonomię życia wiejskiego, odcięcie się od cywilizacji miejskiej, przywiązanie do ziemi i kultury jej uprawy, swojskość, niechęć do cudzoziemszczyzny. Stworzył kulturę samouwielbienia. Apoteoza sarmatyzmu potęgowała poczucie krzywdy doznanej od zaborców, głównie ze strony Rosji. Pozwoliło to wytworzyć trwający do dnia dzisiejszego mit utraconego magicznego miejsca, arkadii polskości. Ten mit skutecznie utrwalił w zbiorowej świadomości nieprzezwyciężalną krzywdę wyrządzoną nam przez Rosję. Oczywiście, bez autorefleksji i wskazania także na własne błędy. Stan ten owocuje dziś chociażby rusofobią w polskiej polityce wschodniej.
Psychologia zamazywania
Pielęgnowany przez lata bardzo głęboki podział wewnątrzspołeczny sprawił, że proces formowania narodu polskiego zatrzymał się u nas na kilka wieków, aż do odzyskania niepodległości w 1918 r. Naród to bowiem całość, a polskość przez lata była zawarta tylko w stanie szlacheckim.
Od początku II Rzeczpospolitej terytorium Polski było w większości zaludnione społecznością chłopską. Ludzie ci mówili wprawdzie po polsku, jednak za nimi była wielowiekowa historia wysiłku i pracy przypominająca zwierzęcą wolę przeżycia, dlatego naturalnym stało się ich słabe poczucie przynależności do narodu. Na kształtowaniu polskiej kultury umysłowej i przekazywaniu polskości skupiło się w tamtym czasie ziemiaństwo. Ugruntowało ono „polską psychologię”, w której zamazywano wewnętrzne procesy prowadzące w przeszłości do przegrania rywalizacji o wpływy z państwami ościennymi. Owo zamazywanie dotyczyło także „polskiego grzechu pierworodnego”. O tym, jak bardzo było ono skuteczne świadczy to, że dopiero dziś zaczyna przebijać się pojęcie „niewolnictwa polskiego chłopa”.
Owo zamazywanie i ukrywanie faktycznego stanu rzeczy przez „polską psychologię” świadczy o niedojrzałości w kształtowaniu procesów politycznych i społecznych osób, które zawłaszczyły wówczas polskość. Dalszą tego konsekwencją było budowanie postaw samouwielbienia, przyjmowania roli ofiary oraz kultywowania cierpienia. Wytworzyło to kulturę zwróconą w przeszłość. Wiele z niej zostało aż po dziś dzień.
W tym miejscu warto zauważyć, że tam, gdzie w 1846 r. miała miejsce Rabacja Galicyjska, zrodził się polski chłopski ruch polityczny „PIAST” z Wincentym Witosem na czele. Można sobie wyobrazić, że w upodmiotowieniu się politycznym i poszukiwaniu swojej tożsamości mógłby on sięgnąć po krzywdy, jakie przez wieki przynosił chłopom ustrój feudalny. Byłoby to mocnym nadszarpnięciem ziemiańskiej tożsamości narodowej. Marginalizowanie tego ruchu politycznego przez sanację i zamknięcie jego przywódcy w więzieniu w Brześciu pozwoliło jednak po raz kolejny uciec od krytycznego namysłu nad historią, od dokonania swoistego rachunku sumienia.
Chłopski pan wciąż obecny
Przy słabej kulturze mieszczańskiej, którą w Polsce w poważnym stopniu tworzyła społeczność żydowska, formujące się dopiero po 1918 r. jądro polskiego narodu miało tylko jeden wzorzec wartości narodowych – wzorzec wyrastający z tradycji szlacheckiej, przekazywanej przez ziemiański dwór. Podejście to było oparte na poczuciu krzywd od zaborców, skupiało się na przedstawianiu Polaków jako ofiary z całym majestatem cierpienia. To właśnie ono w II Rzeczpospolitej ugruntowało narodową tożsamość określającą polskość, w której – mimo różnic społecznych – wszyscy chcieli być obecni. Wykluwający się naród nie był w stanie stworzyć żadnej nowej, odrębnej kultury umysłowej. Kulturowym wzorcem stał się więc „pan”. Ten sam, który przez wieki w pańszczyźnianych warunkach zaprzątał wyobraźnię chłopa, był jego nieosiągalnym marzeniem.
W efekcie, w II Rzeczpospolitej społeczność chłopska, wpisując się w naród tworzyła swoją tożsamość „chłopskiego pana”. Nie była to tożsamość ukierunkowana na rozwój kulturowy, umysłowy lecz na dochodzenie do dóbr pozwalających na okazywanie wyższości w środowisku, w którym się żyło. Wieloletnie traktowanie chłopa jako niewolnika wykształciło w nim też wiele cech obronnych, takich jak: brak ufności, poczucie krzywdy niosące nienawiść i agresję, a także poczucie tymczasowości, w której celem staje się jedynie przeżycie. Wszystkie te przywary odnalazły się w tożsamości „chłopskiego pana” – egoistycznej i zamykającej się.
W II Rzeczpospolitej społeczność chłopska, wpisując się w wykluwający się dopiero naród, tworzyła swoją tożsamość „chłopskiego pana”, ukierunkowaną nie na rozwój umysłowy lecz na dochodzenie do dóbr pozwalających na okazywanie wyższości w środowisku, w którym się żyło.
Po 1945 r. PRL dążyła do zniwelowania różnic wewnątrzspołecznych, aby zaktywizować rozwój gospodarczy państwa. Reforma rolna, powszechność wykształcenia, łatwość znalezienia pracy, awans zawodowy i społeczny, rozstawanie się z materialnym ubóstwem, masowe przemieszczanie się z wsi do miast, utworzyły nową społeczność miejską z korzeniami chłopskimi, która ciągnęła za sobą tożsamość „chłopskiego pana”. Społeczność ta również nie rozwinęła jednak potrzeby posiadania nowoczesnej kultury umysłowej, mogącej przeciwstawić się tej ziemiańskiej.
Nie udało się to również po transformacji ustrojowej 1989 r. Według oczekiwań społecznych miał być to czas budowy kapitalistycznego państwa dobrobytu wraz z polityką społecznej równowagi. Stojący za przemianami modernizacyjny, inteligencki nurt zauroczony ekonomicznymi teoriami Friedmana za cel postawił sobie jednak rozwój gospodarczy. Lekceważąc tym samym tzw. masy pracujące oraz politykę społeczną. Górę wzięło inteligenckie myślenie cechujące się poczuciem wyższości wobec niższej sytuowanych, którzy – notabene– zdecydowali się zaufać nowym elitom. Zapomnieli oni o nieufności przodków wobec dawnych panów ich losu. Zapomnieli, bo nigdy do polskiej świadomości zbiorowej „grzech pierworodny” nie został wprowadzony. Grupa ta stanowiła ogromną społeczną siłę w czasach „Solidarności”. Nie posiadała własnej kulturowej tożsamości, dlatego – zawierzając innym – łatwo została rozbita. Społeczny prestiż tych ludzi praktycznie zanikł – szukali godności i dobrobytu, a zostali pariasami.
Nie dziwi więc, że w nowej, postsocjalistycznej rzeczywistości, polskie życie publiczne ponownie zapełniło się brakiem ufności, nienawiścią, arogancją, agresywnością, brakiem wzajemnego poszanowania, niską oceną wartości kompromisu, postrzeganiem autokratycznego działania jako pozytywnej metody rozwiązywania problemów, tymczasowości zamiast długotrwałych strategii, życia teraźniejszością bez pasji i wyzwań wobec przyszłości. W tym wszystkim transponowany przez wieki „polski grzech pierworodny” ma znaczący udział. Można nawet powiedzieć, że stanowi akt założycielski powyższych postaw.
Nie zostać biernym gapiem
Wówczas gdy rodził się nasz „grzech pierworodny”, jego twórcy lekceważyli zmiany cywilizacyjne zachodzące na zewnątrz. W konsekwencji dały one naszym sąsiadom siłę wystarczającą, by dokonać rozbiorów. Ta trauma powinna być dla Polski nauczką, że wobec procesów globalnych nigdy nie powinniśmy być neutralni, a już na pewno – nie wolno nam ich ignorować. Współczesna polska myśl polityczna dalej jednak postrzega świat jako tło dla samej siebie. To wynik wyniosłości i tymczasowości, jakie nosimy w sobie od lat.
Trauma rozbiorów powinna być dla Polski nauczką, że wobec procesów globalnych nigdy nie powinniśmy być neutralni, a już na pewno – nie wolno nam ich ignorować.
Kończy się obecnie porządek geopolityczny ukształtowany po II wojnie światowej, kiedy to jej zwycięzcy wyznaczyli ramy polskiej państwowości. Nadszedł czas byśmy sami poszukali swojego miejsca w procesie globalnych zmian. Czy ten współcześnie przetransponowany „grzech pierworodny” nie zaowocuje jednak tym, że znów przyjmiemy pozycję „narodu­‑gapia”?
 wg 
Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową












Nasz list w sprawie regresu kolei w woj. lubuskim









Przed wojną na wielu odcinkach sieci kolejowej pociągi kursowały z prędkością 160 km/h, także na odcinku Zbąszynek- Sulechów - do rozgałęzienia pod Czerwieńskiem, która to linia była częścią magistrali Poznań- południe Niemiec. 

Po ok. 80 latach zbudowano tutaj nowy odcinek torowiska - dostosowany jedynie do prędkości 90 km/h, co jak sądzę oznacza regres cywilizacyjny, bowiem prędkości konstrukcyjne są niższe niż jeszcze wiek temu.  Gdzie Państwo znajdują takich konstruktorów- to chyba jest trudne by zaprojektować linię o parametrach niczym 140 lat temu,  jak z epoki początków wynalezienia trakcji kolejowej? 


Dlaczego rozebrano torowisko do Berlina przez Bieniów, Lubsko, Gubin? Przed wojną pociągi z prędkością 160 km/h potrzebowały ok. 1 godz. 10 minut, aby z podzielonogórskiego Bieniowa dotrzeć do Berlina, a cały dystans Berlin- Bieniów- Żagań- Wrocław pokonywały w 2 godziny 39 minut.
Zachęcam do zaniechania rozbiórki tej linii kolejowej. Przed wojną kursowały nią pociągi kolei szybkiej, przypominające polskie przedwojenne składy ekspresowe "Luxtorpeda".
Czytałem też o nierealnych planach budowy nowych linii "kolei dużych prędkości", niemniej trudno nie zauważyć że kilka linii "dużych prędkości" w regionie zostało zdemolowanych, zniszczonych, a złomiarze rozkradli nawet całe mosty na odcinku Lubsko- Guben, jednej z lokalnych linii dużych prędkości.

Sugeruję, że prościej jest naprawić już istniejące, a zniszczone szlaki, ale to Państwo wybrali przebudowę linii z początkowej prędkości konstrukcyjnej 160 km/h na prędkość np. 90 km/h, jak nieszczęśliwy odcinek Ziel. Góra- Poznań i ów nowy fragment torowiska.
Oglądałem ostatnio remont torowiska koło Zielonej Góry- jeśli to była naprawa główna to nawet nie wymieniono nawet podtorza poza małymi fragmentami gdzie istotnie remontowano także podtorze. W większości nasypano jedynie nowy tłuczeń na wierzch, wymieniono podkłady i szyny, ale to trochę za mało aby pociągi kursowały np. 160 km/h. Zmieniono nawet geometrię torów, profilując zakręty tak że pociągi muszą zwalniać bardziej niż wcześniej.

Postęp techniczny idzie do przodu, a Państwo, moim zdaniem, cofają się w czasie o 140 lat do tyłu, przebudowując torowiska tak że pociągi nie mogą już kursować tak szybko jak przed wojną.Należy dążyć aby przeprofilować zakręty torowiska tak aby połączenia były szybsze.

Przypominam o pracy lokalnego historyka donoszącej o tym że ilość pociągów i ich prędkości spadły wokół Zielonej Góry po poziomu sprzed ok. 60 lat.

Ewidentnie cofają Państwo się w czasie, a sądząc ze stopnia migracji młodych ludzi z tego regionu, ludność głosuje nogami. Około 90 % moich znajomych wyemigrowało trwale z tego regionu, a wg p. Górskiego- oficjalne dane donoszą o emigracji 80 % absolwentów zielonogórskiego LO III. 

wtorek, 1 listopada 2016

Kilka uwag o Zielonej Górze

Żeby nie być gołosłownym w moim utyskiwaniu na media, zwołałem w mieście stutysięcznym konferencję prasową. Że akurat byłem w moim rodzinnym mieście, postanowiłem sprawdzić, czy „coś można” w Polsce zmienić. I przetestować "system" na pół roku przed wyborami samorządowymi.

Konferencję zwołałem na rzutkie hasło upadku miasta, który jest chyba ewidentny w obliczu braku miejsc pracy i masowej migracji młodszych pokoleń. Z kilkunastu poinformowanych mailem redakcji nie pofatygował się nikt.

Aby w takim mieście coś zmienić, trzeba mieć swoje własne media, ponadto trzeba wpompować kilkanaście tysięcy PLN w kampanię wyborczą. I to bez szans na zwrot kosztów.

Pytanie, o jaką stawkę gramy. Moje rodzinne miasto jest do tego stopnia nieatrakcyjnym miejscem zamieszkania, że nawet będąc radnym, nie mógłbym w nim mieszkać, bowiem od paru lat jest to pustynia kulturalna i pustynia życia nocnego. Ongiś Zielona Góra byłą bardzo atrakcyjnym miastem do życia dla młodych ludzi, ale wystarczyło kilku fatalnych rządzących by miasto wepchnąć w kryzys, a młode elity wyjechały jak szczury z tonącego statku.

Teraz w mieście rządzi grupa mediów. Gazety czy telewizja bronią rządzącego układu, tylko jedno marginalne czasopismo dopuszcza głosy krytyki. Aby opublikowac krytyczny tekst w jednej z gazet codziennych, musiałem słać morze skarg do jej wydawców, na szczęście z innego miasta.

Zielona Góra to sieć układów i powiązań. Jeśli słabnie, to tylko dlatego że starzeje się i zmniejsza populacja tego miasta.

poniedziałek, 31 października 2016

O fenomenie Fabrycznej 13 w Zielonej Górze


Nie wiem kto to powiedział że na Fabrycznej 13 coś się dzieje. Gdzies się rozniosło po mieście. Dawno w Zielonej Górze nie bywałem, od kilkunastu lat de facto żyję poza nią, ale co jakiś czas powracam. Z ciekawością, z nadzieją. Że może... Spotykam wiele typów ludzi. Niektórzy tylko marudzą, inni marudzą i coś robią, nieliczni- jedynie cos robią.

Nie potrafię sobie przypomniec mojej pierwszej wizyty na Fabrycznej 13. Byłem chyba przyciągnięty jakąs wystawą. Obok owych dzieł sztuki ulicznej tudzież instalacji czekała dość ciekawa ekipa, z której znałem kilka osób, resztę zaś miałem okazję poznać.

Wówczas jeszcze nie przypuszczałem, że będę tak częstym gościem w tych progach. Przybywszy, z zainteresowaniem oglądałem jakiś straszliwie zapleśniały pokój. Wionęło z niego jak z najbardziej spleśniałego sera, ale był to smród nieziemski i przebijający swoją obierzłością wszelkie potworliwstwa tego świata. Był to pokój wyposażony w fetor tak oryginalny, że aż sam w sobie był sensacją. Uchylano odrzwia i kolejni ciekawscy zasysali się z lubością odorem pleśni nad pleśniami.

Młode ziomki ów pokój pleśniowy czyściły bodaj w maskach gazowych. Całe to miejsce przypominało podupadłe slamsowisko na najbiedniejszych brazylijskich fawelach. Miejsce to było ogromną ruiną. Nie przypominało nijak pracowni w loftach jakie dzierżą warszawcy artyści, też zapuszczonych, ale nie do stanu ruiny.

Pamiętam kibel spłukiwany wiadrem z wodą, pamiętam kolejne wystawy. Na Fabryczną 13 zaglądałem ilekroć byłem w Zielonej Górze. Fabryczna 13 stanowiła epokę pośrednią pomiędzy Skłotem Awaria a obecnym nic. Miasto już wówczas opuścili moi rozliczni znajomi.

Awaria? To była dziwna rudera przy ulicy Zacisze. Niby spokojny domek, ale w istocie był to pustostan który zajęła lokalna ekipa robiąc tam rozmaite imprezy, ściągając jakies topowe undergoundowe zespoły. Nie byłem fanem tej muzyki, ale ściągali mnie tam znajomi. To była taka tutejsza kontrkultura, podziemna, nielegalna przecież. Na lewo sprzedawane piwa i drinki, istna oaza w morzu komercji.

Po jakimś czasie obudził się właściciel rudery, chciał ją przejąć, zresztą uszkodzona była konstrukcja chatynki i chwalić Jah należy że nie zgniotła ona bawiących się w niej stu i więcej osób. Znikł więc skłot "Awaria", organizujący tam imprezy artysta wyemigrował do Wrocławia. Zielona Góra z dnia na dzień zdziadziała. Można było się dziwić że ledwie parę osób mogło prowadzić klub na światowym poziomie w starej grożącej katastrofą ruderze.

Dziś jedna z osób z tamtej epokii ekipy, ZBK/Zbiok, działa w innych miastach, jest rozpoznawalnym w tej cześci Europy streetart-ystą. Jego wielkie murale liczące setki metrów kwadratowych, pokrywające całe fasady domów, napotykałem buszując po rozlicznych dzielnicach Berlina.

Po jakimś czasie niczego alternatywnego poza pełną "naćpanych lampucer" nielegalną dramendbejsownią "Fabryka", powstał ów przybytek muz na Fabrycznej. Zielona Góra już wówczas była miastem emigracji alternatywnej części mojego pokolenia. Ktos po prostu się wyprowadził i pociągnęło to za sobą resztę, zupełnie jak klocki domina.

Mam w głowie różne obrazki z kontrkulturowego apogeum Zielonej Góry, które następiło chyba około roku 2004-go, może 2005-go. Zdziwiony jakies 100 metrów od mojego domu znalazłem klub Rotterdam, a w nim kozacko poubieranych ludzi, jakąś raggowo-densholową bibę, tak po prostu, zaraz koło mojego domu. Na przedłużeniu mojej ulicy działał klub Peron 5, w którym nawet odbyła się jedna edycja zielonogórskiego festiwalu reggae/ragga. Epickie czasy, na moim osiedlu ktoś nawet w tamtej złotej epoce mówił że Zielona Góra miała porównywalną liczbę i jakość imprez z Wrocławiem czy Poznaniem.

W tej epickiej epoce około 2004- 2005 roku działały takie kluby jak hip-hopowy Latarnik, przy ulicy Matejki, organizowano imprezy reggae/ragga w Roksanie nad Kaczym Dołem. Regularnie co tydzień lub najrzadziej co dwa była wielka dżampa na krtóra uderzało całe młode pokolenie. Hiphopowa i raggowa Zielona Góra skakała do rana. Pamiętam jak raz przyszedłem ze snowboardem prosto z Góry Tatrzańskiej na imprezę do Roksany! I chyba nie byłem jedyną osobą która przyszła z deską prosto ze stoku. Ile wtedy było na takich imprezach ludzi!

Pamiętam raz jakąś epicką posiadówę pod BWA. Murki przed miejską galerią sztuki były miejscem gdzie schodziła się cała miejscowa młoda bohema. Wanna-be artystki obdarzone ADHD tak silnym że na imprezie skakały po kanapie, chlejąca do oporu skrzypaczka miejscowej filharmonii, fani smakowitej marihuany palonej tam masowo. Przesiadywano en-masse, wkrótce wszyscy wszystkich znali. We wspólnej przestrzeni potrafiło przebywać do 100 osób.

Ten cały artystyczny ferment z jednej strony był efektem kształcenia w Zielonej Górze młodych artystów, w tutejszym Instytucie Sztuk Plastycznych. Podobnie było gdy mieszkałem we Francji- najciekawsi ludzie studiowali sztukę w miejscowej Ecole de Beaux Arts. Z drugiej strony był efektem permisywizmu tutejszej władzy. Nikt sie bowiem nie interesował palaczami marihuany, aż do czasu.

To był chyba rok 2005, zmiana władz. Zmieniła się też władza w tutejszej policji, te nowe infiltrowały środowisko, nie lubiano by ktoś palił marihuanę. Miasto stało się biegunem agresywnej polityki anty-gandziowej w tej części kraju. Na Śląsku powtarzano sobie historie o Zielonej Górze. Równocześnie otworzyły się możliwości emigracji zarobkowej. Zielonogorski malarz S., ktory recenzował ten tekst, stwierdził że w kluczowym apogeum emigracji bezrobocie w województwie oscylowało w okolicach 20 %. Można było pracować w fabryce w Zielonej Górze za 5 PLN/godzinę, albo za 5 funtów za godzinę w podobnej fabryce w Wielkiej Brytanii. Z emigracji zarobkowej wrócili bardzo nieliczni spośród rzeszy znajomych, większość nie miała do czego wracać.

Sam wyjechałem, na posadę student tutora (ćwiczeniowca) i student researchera na brytyjskiej uczelni. Po powrocie spotkałem już inną Zieloną Górę.

piątek, 28 października 2016

Zielona Góra najbiedniejszym miastem wojewódzkim Polski pod względem zarobków?

Zielona Góra najbiedniejszym miastem wojewódzkim Polski pod względem zarobków? Jak dowodzą dane zebrane przez portal Forsal.pl, to Zielona Góra jest miastem który odnotował najniższe wynagrodzenia w okresie styczeń- maj 2014 r. spośród wszystkich miast wojewódzkich. Jest to dramat, który jest- niesłusznie- przemilczany i zapomniany przez lokalne media.



wg forsal.pl http://g0.gazetaprawna.pl/p/_wspolne/pliki/1852000/1852434-i02-2014-134-000000400.jpg


Zielonogórska gospodarka upadła. Nastąpiła masowa emigracja, różne dogłębne przemiany gospodarczo- społeczno-demograficzne. Młodzi wyjechali, miasto zdominowali starsi ludzie i ich interesy polityczne. Zmieniło się nawet centrum miasta- dziś największy ruch pieszy jest na placu z dwoma stacjami benzynowymi w centrum Zielonej Góry. Miejscowe lotnisko upadło, dziś jest największym portem lotniczym- widmo w kraju. Ruch lotniczy jest 3-krotnie mniejszy niż w Olsztynie i około 2-krotnie mniejszy niż w Radomiu.



niedziela, 7 lutego 2016

Krzysztof Fedorowicz o upadku Zielonej Góry jako idei



O znaczeniu miasta stanowi jego bagaż: historii, tradycji przejawiającej w tworach kultury materialnej i życiu codziennym, a także ten związany z krajobrazem i klimatem. Jest też coś mniej uchwytnego, a mianowicie genius loci. Ów duch miejsca, którego można odnaleźć pośród rosnących w rzędzie lip czy w wąskiej uliczce prowadzącej na szczyt wzgórza.
Fernand Braudel, autor terminu długiego trwania dowodził, że sens otaczającego nas świata zobaczymy wtedy, gdy spojrzymy nań właśnie z perspektywy czasowej, uwzględniającej te wyżej wymienione aspekty.
Mówiąc o współczesnej Zielonej Górze, nie bez powodu przytaczam myśli francuskiego uczonego: żeby przekształcać żywą materię miasta, najpierw trzeba ją zrozumieć. Wczytać się w to wszystko, co składa się na jego dziedzictwo.
Innymi słowy, miasto będzie się rozwijać i przyciągać inwestorów, jeśli stanie się wyraziste i spojrzy w przeszłość jak w lustro. Bo ludzi pociąga piękno i świetnie opowiedziana historia. A z Zieloną Górą związana jest – powiedziałbym – cudowna opowieść. Szczególna i działająca dziś kreatywnie, inspirująco.
Z perspektywy długiego trwania zielonogórski fenomen należy do tradycji rzadko występującej w naszej szerokości geograficznej. Mamy tutaj najłagodniejszy klimat w Polsce, a w materię miasta wpisana jest uprawa winorośli.
Dziś jednak te tropy ulegają zatarciu, odchodzą w cień. Problem w tym, że władze nie patrzą w lustro tradycji, a rozwój pojmują wąsko: jako wciskanie bloków między starą zabudowę i zabetonowywanie terenów służących rekreacji.

sobota, 29 sierpnia 2015

Nowe wydawnictwo o porcie lotniczym Zielona Góra

e wartoby ożywić kolej pasażerską do tych portów lotniczych? Za dwa -trzy dni pierwszy lot z portu lotniczego w Radomiu. Na port lotniczy w Radomiu wydano 100 mln, na port lotniczy w Zielonej Górze co najmniej 60 mln, i w obu przypadkach nie pomyślano aby przy okazji ożywić kolej pasażerską, naprawić zniszczone przez lata i zarośnięte perony i chodniki na perony kolejowe. W Lublinie i Szczytnie- Szymanach od razu powstały/ powstają perony kolejowe przy terminalach.
PORTLOTNICZY.ZIELONOGORSKA.PL

wtorek, 24 grudnia 2013

Od Żaganny do Popiela II. Finis Lechiæ.

Przez lata tzw. Ziemia Lubuska nie miała własnej opracowanej historii czasów antycznych i wczesnośredniowiecznych.
 Wydawnictwo Merkuriusz Polski, które reprezentuję, ma szansę zaprezentować publikację  która powstała dzięki odnalezieniu zagadkowego średniowiecznego "Codexu" zamurowanego w jednym z żagańskich budynków. Odnaleziony dokument zawierał opisy które pozwoliły nam przygotować historię z legendarnych czasów tego regionu. Oto antyczna historia lokalna.

Od Żaganny do Popiela II.

Finis Lechiæ

Spis treści
Lech  (na zdjęciu tytułowym)
Premizlaw, 





------
aneks


Vetero- Saganum

Komunikaty